Czlowieka mozna nazwac istota 2 H.Troche jak dwuczasteczkowy wodor bez tlenu ale nie tedy droga. Hipokryta i Histeryk. To moj patent z karencja dwuletnia na sprzedaz. :) Pod tymi dwoma haslami mozna umiescic cala emocjonalna dzialalnosc czlowieka z Busterem Keaton'em na czele. Jako dzieci uczymy sie mowic i kiedy juz potrafimy wyrazac swoje potrzeby robimy to wrecz z faszystowska perfidia. W tzw miedzyczasie tzw legalnego dziecinstwa, zaczynamy miec marzenia i wierzymy we wszystko co nam swiat podsuwa na stol, eg. Swiety Mikolaj, duchy na cmentarzu, duch sasiadki z drugiej klatki tej co otrula sie sledziami przed swietami itp. Po latach nasze zadania( przez a z ogonkiem) przechodza cos w rodzaju demokratyzacji i sa jeszcze bardziej finezyjne. Natomiast nasza wiara w duchy nie mowiac juz Mikolaju zaczyna powoli slabnac. Bo przeciez kazdy wie, ze takiego czegos nie ma. Konczymy jako dorosli, w duzym cudzyslowiu oczywiscie, bo tesknota za wiara w cokolwiek pozostaje np. w duza kase i jeszcze wieksza/mniejsza (kwestia gustu i zboczenia) blondynke lub czarnowlosego amigo z niezlym warsztatem nie tylko do robienia pieniedzy. :) Dodatkowo wierzymy w Boga albo w cos tam zamiast niego bo tak trzeba i juz, no bo swiat nie mogl powstac i ja w nim przez przypadek, co nie? Zadziwiajace, ze jako dorosli ludzie pozostawiamy sobie ten archaizm dziecinstwa ot tak na wszelki, niewymuszony wypadek, a nuz sie przyda. Tylko do czego? To pytanie tak samo retoryczne jak pytanie o sens zycia. Wiara w cos tam ma nam ulatwic ugruntowanie pozycji egzystencjalnej w srodowisku, ktorego jak nic, zniesc w calosci nie mozna. Bo to sie nie podoba to i tamto, bo ten/ta ma wiecej a ja mniej, ten/ta ma ladniej a ja brzydziej i w ogole dlaczego ja nie moge byc sam/sama tylko mi tu wlaza i smieca i dlaczego ja w ogole mam kiedys umrzec? No to juz szczyty szcztytow!!! :)
Tak wlasciwie to nie wiele sie roznimy od dzieci po za niewielka roznica w postaci ekspresji swoich lekow, ktore pozostaja w nas do smierci a spowodowane sa ciaglym niedosytem lub niedostatkiem wiedzy lub wrecz niechecia do jej zdobywania jesli juz takowa jest w zasiegu reki. No tak, ktos moze powiedziec, ze; - ta wiedza pochodzi od innych zestrachanych i wlasciwie kwestia wiedzy przez duze W tez pozostaje w kregu wiary (przez W jakie sobie kazdy zazyczy), ze ten ktos mowi prawde i tylko prawde tak mi dopomoz Bog (albo cos tam bogopodobnego). :) Moge dac temu wiare taka sama jak w Mikolaja i cala reszte. - A ogonek chetnych zeby w nich wierzyc jest dlugi jak rownik na globusie. A nasz ogonek lekow jest jeszcze dluzszy, a w zasadzie siedzimy w srodku klatki (tej samej co ta sasiadka i te sledzie jadla) z nich zrobionej. Jak wyjsc na zewnatrz ? Przestac wierzyc? Jak to zrobic? Wiara to tarcza "Medusy" odbijajaca wszelkie "promienie zla" i byc musi. Po za tym marzenia sa takie piekne, wzniosle i daja tyle przyjemnosci. Jak marze to sie mniej boje.
No coz na "choroby umyslu" najlepsze sa tabletki i tez robione przez takich, co WIERZA..., ze pomoga. :) Wszystko zostaje w "rodzinie"... wierzacych. :)
Ps: Jesli ktos sie nie zgadza lub zgadza z tym co tu napisalem to mu nie uwierze bo wierze ze nie wierze ze wierze. :)