wciąż się modlę zdławionym szeptem
o krzykliwe myśli wczorajszych snów
kolorowych niczym urojenia psychoanalityka
chowam w obłąkaną podświadomość
dwa obowiązkowo dźwięczne słowa
których melodii już nikt nie pamięta
obumieram upijając się własną śliną
zdrętwiałymi palcami odpukuję w niemalowane
i desperacko podgrzewam tężejącą krew