Na Twych zimnych ustach złożę po raz
ostatni ….
Pocałunek śmierci…..
Beznamiętny … lodowaty…
obojętny …
Z oczami szeroko zamkniętymi ….
szybko…nie chcąc przedłużać czasu
rozstania chwili….
Niech ten płomień co kiedyś roziskrzał na
dwie części wzniecony……
Zgaśnie nareszcie zgonem łez bolesnych
spalony….
Niech nie szuka w ostatniej jarzącej
iskrze nadziei….
Nie sobie byliśmy przeznaczeni!!!
Leżę już na łożu śmierci, wszyscy wokół
mnie zebrani, próbują mi ulżyć, nie wiem
czemu, nie wiem po co... przecież mi tak
dobrze jest. Po raz pierwszy naprawdę
szczęśliwy, po raz pierwszy naprawdę
radosny, czekam na tą chwilę z
utęsknieniem, na tą która mnie uwolni od
ziemskich trosk, od smutków, nienawiści.
Wreszcie nadchodzi ta chwila, zarazem
smutna i szczęśliwa, pożegnać się z tym co
kochałem, z tym co szanowałem, w zamian
dostać piękną krainę, wolną od smutków
doczesnego świata... Wreszcie chwila ta
nadchodzi, patrzę śmierci prosto w oczy,
nie wygląda jak w moich snach - nie jak
straszna mara z kosą błyszczącą - lecz
piękna dziewica ciepłem pałającą. Jedno jej
spojrzenie przynosi upojenie, patrząc w
oczy tak głębokie, niczym dwa diamenty tak
błyszczące, niczym tonie oceanów nie
kończące. Widzę w nich wszystkie szczęśliwe
chwile w moim życiu, jak byłem mały,
bawiłem się łopatką w piaskownicy, kiedy
byłem starszy, odpowiadać musiałem przy
tablicy, poznałem pierwszą miłość,
wszystkie miłe chwile w moim życiu...
Wszyscy mówili że to straszne, wręcz
okropne, zabieranym być w objęcia śmierci,
lecz nie, to jest piękne. Leżę sobie, bez
trosk, bez zawiści, nade mną widzę
kruczowłosą piękność, usta tak czerwone,
suknie białą, welon ma na głowie, nachyla
się, głaszcze mnie po twarzy, a ja leżę
zakochany, nic nie robię, wszystkiemu się
poddaję. Wtedy ona składa pocałunek na mych
ustach, tak namiętny, tak gorący... coraz
wolniej się już czuję, w utęsknieniu
oczekuje na tę chwilę... i...