Ranek wstawał pogodny
krople rosy z liści kapały
góry niczym zamek warowny
z obłokami na niebie gadały.
Słońce żądne grzesznego dotyku
gorąco je pieściły
one jak w ostrym erotyku
piękną nagością świeciły.
Przesiąknięty nastrojem, żądny przygody
słuchając serca bijącego z mozołem
podziwiając piękno przyrody
kręta ścieżką do góry się piąłem.
Z jednej strony przepaść głęboka
z drugiej stroma skała
wtem jak anioł z wysoka
jakaś postać się ukazała.
Niby zjawa w słonecznej aureoli
szła ponętnie kręcąc biodrami
na jej ustach uśmiech swawolił
rywalizował z radosnymi oczami.
Nie mogąc oderwać wzroku,
a niechcąc się poddać bez walki
moje serce dotrzymało jej kroku
podążyłem śladem pięknej góralki
Teraz co dzień jak ptak wzlatam
zdobywając najwyższe szczyty
uczuciem szalonym ją oplatam
miłością do niej przybity.
Idol