Raaziel

 
Adăugat: 02.10.2015
Tajemnica jest najwyższą wartością, zaś miłość jest największą z tajemnic. https://mojagrafomania.wordpress.com/
Puncte29mai mult
Nivelul următor: 
Puncte necesare: 171
Ultimul joc jucat
Pool Live Pro

Pool Live Pro

Pool Live Pro
1 an 175 zile în urma

jak zwykle

widzimy się przecież częściej i gęściej
na korytarzach wzburzonych neuronów
i dotykamy się wszędzie  swym ciepłem
unikając oskarżeń w bezpiecznym schronie
dlaczego zatem mam zimne dłonie

dlaczego ziemia w kolorach północy
przygniata mi wargi gdy chcę ci zaśpiewać
o wszystkim co wyczytujesz ze mnie tak celnie
a pieśń kamieni przygniata mi serce
rozlewam się w nicość zdziwiony wielce

szukałem cię przecież nie po to by stracić
i szukać od nowa w odmętach zwątpienia
odnaleźć cię chciałem nie po to by nocą
wyszeptać twe imię szydzącym aniołom
widziałem cię pragnę wciąż więcej więcej
a nawet nie wiem czy jeszcze gdzieś jesteś

i choć ma ciemność obrazem twym płonie
nóż świtu przecina mi serce
i zimne dłonie


konstrukcje

upadają powoli lecz jedna za drugą
wieże niechcenia stawiane od dawna
jako zapory przed kolejnym imieniem
noszonym w portfelu na znak połączenia

na gruzach nicości coś stworzyć się może
wystarczy tylko chęci choć kropla i sens
wypatrzony w półmroku znaczeń nadziei
szarpanej wiatrem nieporozumień i słów

kojące myśli zwiastują mi noc w błogospaniu
i rosnącej pewności że wszystko się uda
na fundamencie na skale postawimy konstrukcje
które najłatwiej wszak wznosi się nocą

wszystko co muszą to wytrwać do rana


Zimno mi

Zimno mi na nerwach, miła,
kiedy świat nasz cały płonie.
Nie uratujemy Ziemi!
Lepiej zapomnijmy o niej.

Skupmy się zaś może na tym,
co się mroczy w naszych głowach.
Czujesz? Znowu próbuje wypełznąć
w jadowitych, cichych słowach.

Robi mi się zimno w duszy,
kiedy widzę ciebie plamą:
rozchlapaną na posadzce…
Niemal całkiem zapomnianą.

Zimno mi na dźwięk idei
i krew stygnie w moich żyłach,
gdy pomyśli się, że „jesteś”,
żmija zamieniła w – „byłaś”.


Bez przebaczenia

Nie wybaczę
Chleba o smaku żelaza
Jeszcze bardziej powszedniego

Nie wybaczę im
Słów wziętych spomiędzy
Wersów poplamionych krwią

Nie wybaczą nam
Nieba w brunatnym mundurze
Które zatrzymuje tlen

Nie wybaczę sobie
Słów które się rozpełzły
Tam gdzie ucichł nawet wiatr


dosięgnę

nie nauczyłem się w porę
jak się przez szybę dotyka marzenia
aby nie dać się przeszyć bólowi
biegnącemu od opuszków do snu

i próbuję cię dotknąć przez szklaną barierę
krew się rozlewa aż u mych stóp
płynęła po kropli od rąk udręczonych
ilością kolejnych daremnych prób

widzę cię w świetle i czuję w ciemności
usiłuję się przebić przez wielką ścianę
dłoni już zmusić do ruchu nie mogę
obumierają porażką zmaltretowane

a ty mnie wołasz i wabisz ku sobie
uśmiechem rozpalasz kolejne nadzieje
więc jeszcze sercem spróbuję się przebić
jeżeli nie zdołam to już mnie nie wołaj

nie będzie kogo gdy zetrę się w proch
od ciągłych uderzeń o szklany klosz
by spełnić dotykiem największe marzenie
i by odmienić złośliwy los