beauti_46
Warszawa
lid geworden:
Nie liczę godzin ni lat to życie mija NIE JA
Last game
odchodzą ostatni gentlemani
Pora się pakować, kończyć co rozpoczęte bo coraz mniej mnie bawi to życie. To ewidentna oznaka, że nie pasuję do tego świata, do ludzi, których chętnie unikam. I wcale nie z powodu świrusa a bardziej i fizjonomi, mentalności i retoryki. Coraz mniej jest punktów zaczepienia - których chciałabym się przytrzymać, popatrzeć, posłuchać zaciekawić. O i masz, już nie ma kolejnego... Sean'a :(
tkwię
tu,,, podczas nocy głębokiej. Zdaję sobie sprawę z coraz większej beznadziejności rzeczywistości. Już niewiele osiągnę. Już nie czeka mnie nic cudownego... tak jakbym coś kurde przezyła... mam na myśli to cudowne. Ogarnia mnie coraz większa beznadzieja. Już coraz mniej mnie cieszy, interesuje, nakręca coraz więcej rozczarowuje i napawa wstrętem i obrzydzeniem i przyprawia o mdłości. Beznadzieja nuda i nędza żywota codziennego i co wy na to powiecie... puste frazesy ... nie załamuj się , jeszcze słońce zaświeci i będzie lepiej. Dupa dupa dupa nie będzie lepiej, wierzcie mi nie będzie. Kurde wszystko co dobre zawdzięczać mogę tylko i wyłącznie sobie.... i jestem już zmęczona.... bo nikt mi nic. A znacie to, że jesli ktoś tobie coś, to choćby nic ale zawsze a jak nikt tobie nic to srał goły na rogu stodoły. Normalnie do doopy. <no comments, plizzz>
Król jest nagi
Nikt tego nie mówi... w kontekście oczywiście najbardziej aktualnego problemu. Władza robi ąz nazbyt, zeby nie narazić się na zarzut 'nic nierobienia' , doprowadzajac do paranoi społecznej. Nie będę się rozpisywała. Polecam Wam abyście w wolnym czasie, a chyba mamy go teraz pod dostatkiem, nudząc się w domowych zaciszach posłuchali, póki jeszcze można: 1. doktora Wolfganga Wodarga, 2.Rozmowę z dziennikarką Agnieszką Wolską "Fałszywa pandemia" oraz 3.wywiad z dr.Shiva Ayyadurai "to nie koronawirus nas zabija. Miłej niedzieli :)
Panika obłędna
Co tam u Was słychać w kwestii koronawirusa? Macie domową kwarantannę czy biegacie po mieście w poszukiwaniu SARSa? Ja sobie poszłam dzisiaj do galerii zjeść moją ulubioną rybkę i wypić kawkę. Z powodu kompletnej paniki i unikania ludnych miejsc galeria świeciła pustkami. Pan usmażył mi świeżą rybkę a kawka była w jednorazowym kubeczku. Stosuję się jak najbardziej do zasad -"unikam tłumów" - w galerii było puściutko, bo kino zamknięte, a ludzi można było policzyć na palcach jednej ręki (no, może dwóch). Podoba misię to. Szkoda tylko, że jak ta paranoja się uspokoi to ludziska znowu przestaną myć ręce "tak często jak to możliwe (zalecenie WHO)". Z wiadomości (nie)sprawdzonych od spanikowanych znajomych przekazuję, że ludziska wykupują makarony, pieczywo i inne artykuły spożywcze, wypłacają oszczędności (banki zamykają swoje oddziały - pierwsze Millennium), w bankomatach zaczyna brakować pieniędzy.... ale skąd wiedzą, że Gelsemium i Arsenicum stosowane są w profilaktyce tej pandemicznej choroby (boję się już wymieniać jej nazwę brrrrr) - w głównej aptece homeopatycznej na Sowiej już tych specyfików nie ma. Potęga internetu jest niewyobrażalna trzeba tylko umieć oddzielić ziarna od plew. Pozdrawiam Was zdalnie, żółwik (również zalecenie WHO)
Muito obrigado Liszboa
Krótko, bo krótko ale fundowanej okazji nie zagląda się w zęby... czy jakoś tak :) Na tydzień pojechałam do Lizbony. Postanowiłam odpocząć. Dwa dni na plaży Quincho, leżenie plackiem i nicnierobienie. Wystarczyło. Normalnie nie potrafię trwać dłużej w takim stanie. Poza tym szkoda być w takim miejscu i nic nie zwiedzić, zobaczyć, posłuchać, zjeść i wypić. Więc zaczęliśmy inaczej nieco modelować kolejne dni. Zaczęliśmy od spacerów po Lizbonie ale to nie jest takie łatwe. Położona na wzgórzach zmusza to ciągłych wspinaczek i ostrych zjazdów w dół. Straszne stromizny i trochę męczące. Więc za 20 euro wykupiliśmy jazdę słynnym tramwajem. Wskakujesz i wyskakujesz kiedy chcesz, zwiedzasz, oglądasz i znowu wskakujesz i tak możesz przez 24 godziny. Potem bilet jest już nie ważny. Każdego wieczora wybieraliśmy inny lokal by skosztować tutejsze specjały - oczywiście ryby i owoce morza. Odradzam grillowaną makrelę (bo przyrządzają niepatroszoną - fuj) polecam krewetki w sosie maślano-czosnkowym. Wino do kolacji i po (bardzo tanie i smaczne ale ja koneserem nie jestem więc to już na własną odpowiedzialność) . Zabieraliśmy flaszkę i ruszaliśmy na taras widokowy na panoramę miasta o zachodzie słońca - piękny widok na jedyny ale ogromny most i Cristo Rei po drugiej stronie Tagu. W wielu miejscach grają i śpiewają fado - bardzo miłe klimaty. Jeden wieczór spędziliśmy na klifach w okolicy Boca Inferno w Cascais. Z otwartą buzią zwiedzałam klasztor hieronimitów w Belem (dzielnicy Lizbony) a następnie przeskoczyliśmy kilka wieków i wylądowaliśmy w nowoczesnym MAATcie. Akurat w tym czasie kwitły jacarandy - drzewa o fioletowych kwiatach i pięknym zapachu. Codziennie do kawki zajadałam się pastele de nata (francuskie ciastko z kremem budyniowym) ale też jako ciekawostkę skosztowałam ciastko rybne z owczym serem w środku - pychota serwowana na ciepło z obowiązkowym kieliszeczkiem porto. Wiele kamienic udekorowanych jest pięknymi i niepowtarzalnymi mozaikami ale nowe budynki i i całe osiedla buduje się już 'po europejsku' - jadąc na lotnisko miałam wrażenie jakbym jechała przez Ursynów - takie normalne blokowisko, nic portugalskiego.