Wczoraj właśnie pojechaliśmy do skansenu wsi mazowieckiej w Sierpcu ponownie. Właśnie 2 września odbywały się tam ‘wykopki 2012’ – kiermasz wyrobów regionalnych i ziemiopłodów, występy ludowych zespołów tanecznych i ognisko. Tak zachęciła mnie tydzień temu Pani z obsługi skansenu. Skuszona wizją straganów uginających się od pysznych jabłuszek (może jakichś dawnych pysznych odmian), gruszek (koniecznie klapsy) i śliwek, wonią świeżutkiego masełka, może i jakichś swojskich kiełbasek (wyrabianych metodą naturalną, wędzonych gałązkami jałowca), obrazami bajecznie kolorowego ludowego rękodzieła, wiklinowych, koronkowych, lnianych, filcowych, wełnianych czy skórzanych cudeniek – no więc skuszona przez tę wizję pognałam do Sierpca raz jeszcze. Niestety, na miejscu cała moja wizja jak bańka mydlana prysła, roztrzaskała się w drobiazgi. Rząd jarmarcznych straganów oferował kluchy, kaszankę, pierogi, bigos, ciasta i ciasteczka, chleb (lepszy mam w Galerii Wypieków Lubaszki – pieczywo orkiszowe, żytnie na zakwasach, na maślance, razowce, z oliwkami, ziarnami i bez), piwko (psiwo jałowcowe – wiecie co to takiego) i nalewki, miody (też bardzo skromna reprezentacja – na Targach Medycyny Naturalnej – pszczelarz żuromiński oferuje znacznie więcej gatunków pysznego miodzia i wyrobów z wosku pszczelego). Z tego rozczarowania zrobiłam się głodna i kupiłam sobie placki ziemniaczane, wykąpane w oliwie (dużo lepsze jem w Rudzie na trasie Warszawa – Szczecin z pyszną, gęstą śmietaną). Sytuację nieco uratowały 3 stragany: jeden - z ozdóbkami drewnianymi i ceramicznymi (korale, wisiorki, kolczyki, bransoletki) gdzie nabyłam wisior z drewna wiśniowego na rzemyku, drugi - z zabawkami i trzeci - z wyrobami ze skóry, gdzie były fajne czapki z kóz (ale z gościem umówiłam się w Falenicy). Ponarzekałam sobie trochę, ale doszukałam się plusa w tym całym moim wyjeździe -ostatni dzień wakacji spędziłam w pięknym miejscu. Gospodarze skansenu rozdawali gościom ziemniaczki (Bryzę) - bo to przecież wykopki były. Można było sobie nabrać ile tylko dusza zapragnie. No tom wzięła całe 2 kilo na pamiątkę.
Ostatnio ta koza była dla mnie dużo bardziej sympatyczna, jadła z ręki trawkę i pozwoliła się pogłaskać, tylko mój fotograf zaspał. Tym razem w ogóle nie zwracała na mnie uwagi - toż to niepodobna!
Życzę Wam byście spędzali dużo czasu w swoich ulubionych miejscach :)