Gdy przyszła pora na letnie przesilenie
Dziewoje suknie włożyły przewyborne.
W ruch poszły szczotki, lakiery i grzebienie.
Oj, miałby o czym rozwodzić się Hawthorne.
Wianki lekko przekrzywione poprawiły,
Wdziały halki białe, dobrze krochmalone.
Będą im wieczoru zazdrościły Wiły.
Noc Kupały – wszelkie prawa zawieszone.
Kwiat paproci, jak co roku śmiałka szuka,
Niech znajdzie go i utrzyma za pazuchą.
Lecz jurnych junaków skosiła siwucha.
Jakże to, tak świętować z gębą zbyt suchą?
Kupalnocka, do niej szczerzą się wspomnienia
Matron, matuzalów, w bezzębnym uśmiechu.
„A pamiętasz Jaśku miły jakeś mnie miał?”
„A jakże? Do dziś krew burzy się w człowieku."
Wody przekwitaniem wołają ujutno:
Do mnie Korono Stworzenia! Zanurz dłonie!
Śmiało! Zrzuć bez wstydu niewygodne sukno.
Strząśnij kompleksy, przesądy, ceremonie.
Ognie gorzeją nad rzeką i w źrenicach
Ogień płonie w lubym kręgu oraz w ciele.
By odszukać prawdę w złudnych obietnicach
Tak niewiele trzeba, trzeba tak niewiele…
Rusałki i Wiły
Cóż...
Nie dla Ciebie, Miły.
Już.