W kwietniu z Danii wrócił,
ledwie się rozgościł
zaczął trawkę zbierać
stare gniazdo mościł.
Wprawnymi ruchami
prędko skończył dzieło
poczuł serca drżenie
na miłość go wzięło.
Kiedy rano śpiewał
swe trele radośnie
ujrzał, gdy siadała
na pobliskiej sośnie.
Piękna jak księżniczka
piórka swe stroszyła,
ledwie raz spojrzała
już go odurzyła.
Romantycznie śpiewał
do gniazdka zaprosił
dla niej też polował
muszki jej przynosił.
Wciąż kręciła dziobem
niezdecydowana
zerkając ku temu
co śpiewał z kasztana.
Schudło biedaczysko
głos zaczął zawodzić
wciąż na sośnie siedział
błędnym wzrokiem wodził.
We wtorek odfrunął
prawie bez hałasu
z pierwszym brzaskiem świtu
do innego lasu.
Idol