Zbyt wiele zagadek, jak dla dwóch małych dziewczynek, pojawiło się
tamtego lata. Wymyślałyśmy z Martą przeróżne fantastyczne hipotezy i
wyprowadzałyśmy z nich niewiarygodne i tajemnicze historie. Raz nawet
posunęłyśmy się do teorii o porwaniu nas przez mamę od prawdziwych
rodziców. Jednak potem skruszone wyznałyśmy sobie, że to najgłupsza
rzecz, jaka mogła przyjść nam do głowy.
Mama od kilku dni chodziła
nerwowa, bo obecny okresowy wujaszek nie pojawiał się ani na specjalnie
przygotowywanych dla niego obiadach, ani po nich, ani wieczorami. Ona
sama od tamtej kolacji nie wracała do tematu naszego taty i tajemnic
przeszłości. Unikała rozmów z nami, zamykała się w swoim pokoju
słuchając godzinami smutnych i tęsknych piosenek.
- Tylko żeby nie przyszło jej do głowy oglądać stare zdjęcia - podzieliłam się z siostrą swoimi obawami.
- Nie, co ty? Raczej przymierza sukienki, pije wino i popłakuje przed lustrem.
- Aleś wymyśliła....
- Nie wymyśliłam, podejrzałam... Wczoraj tak było i dzisiaj pewnie też...
Cokolwiek
mama robiła, nie pojawiała się wieczorami w naszym pokoju. Same
przygotowywałyśmy sobie kolację, same myłyśmy się i grzecznie kładłyśmy
się do łóżka.
- Czy wciąż jeszcze ktoś puka w nocy do okna? - Marta pokpiwała ze mnie.
Nie odpowiedziałam, tylko popatrzyłam na nią z wyrzutem.
- No co? Pytam poważnie...
Milczałam.
- Miluś? No, nie spoglądaj już tak na mnie... No dobra, zażartowałam z ciebie. Przepraszam. Kocham cię.
Przytuliłyśmy
się do siebie. Czułam bicie jej serca i miałam wrażenie, że obie mamy
je tylko jedno - wspólne. Usnęłam w przeświadczeniu, że cokolwiek
zdarzyło się, czy też zdarzy, ja z Martą pozostaniemy nierozłączne.
Okresowy
wujaszek pojawił się następnego dnia. Uśmiechnięty, elegancki, pachnący
i pełen skruchy szybko uzyskał mamy przebaczenie. Być może pomogły w
tym róże i flakonik perfum? Dla mnie i Marty też przywiózł prezenty.
Mama zawołała nas do kuchni, gdzie krzątała się przygotowując posiłek
dla swojego ukochanego.
- Milena, Marta! Popatrzcie jaka
niespodzianka! Sławek coś dla was ma. No dalej, śmiało podejdźcie i
podziękujcie, jak przystało dobrze wychowanym dziewczynkom.
- Nie... daj spokój... Nie muszą dziękować, to dla mnie czysta przyjemność... i nie chcę żadnych formalnych podziękowań...
-
Jak to nie muszą? - oburzyła się mama - Właśnie, że muszą! Tak je
wychowuję, że za okazaną im dobroć powinny podziękować... Marta! Milena!
No dalej, ruszcie się i pokażcie, że nie na darmo urywam sobie rękawy
ucząc was zasad dobrego zachowania.
Coś we mnie siedziało i nadal
zresztą siedzi, że gdy ktoś w taki sposób przymusza mnie do czegoś, co
normalnie mogłabym zrobić bez problemu, to zapierałam się jak osioł.
Spuściłam głowę i milcząc stałam bez ruchu na środku kuchni.
Uratowała
mnie Marta, dotknęła uspokajająco ramienia i ruszyła w kierunku Sławka.
Podał jej przepiękną skakankę z malowanymi w kwiatki rączkami.
- Dziękuję - wyszeptała moja siostra. - Przepiękna. A co masz wujaszku dla Milenki?
- Niech sama odbierze swój prezent - uśmiechnął się do mnie zachęcająco i wyciągnął rękę w moją stronę.
- Podejdź Milenko, nie bój się... Zobacz co mam dla ciebie...
Zrobiłam
krok w jego kierunku i znów coś się we mnie zacięło. Nie mogłam się
przemóc by pójść dalej. Mama podbiegła do mnie, szarpnęła za ramię i
popchnęła w kierunku wujaszka.
- No idźże... - wysyczała przez zęby - jesteś równie uparta jak twój...
Tu
opamiętała się i zakryła usta ręką. Wujaszek wstał z krzesła, podszedł
do mnie, delikatnie odsunął stojącą między nami mamę i zrobił
najdziwniejszą i najpiękniejszą rzecz, jaką dorosły mógł zrobić dla
takiego dziecka jak ja. Uklęknął przede mną na podłodze, tak aby jego
twarz znalazła się na poziomie mojej. Uniosłam lekko oczy, była bardzo
blisko mnie, widziałam swoje odbicie w jego źrenicach.
Teraz widzi jaki wstrętny jest mój policzek.
Jednak
nie odsunęłam się, ani nie zakryłam twarzy. Popatrzyłam prosto w oczy, a
on uśmiechając się pogłaskał mnie delikatnie po bliźnie. To pierwszy
dotyk obcej osoby na mojej twarzy, jaki w życiu doświadczyłam. Stałam
jak oczarowana.
- Popatrz co mam dla ciebie, moja mała artystko -
powiedział tak cicho, że usłyszałam go tylko ja i ruchem głowy wskazał
na swoją drugą rękę.
Spojrzałam we wskazanym kierunku, trzymał
pudełko farb. To były akwarele. Metalowa, biała kasetka z wymalowaną na
wieczku tęczą.
- Weź Miluś - odezwała się głośno Marta.
- Weź Miluś - powtórzył jak echo wujaszek.
Wzięłam
i choć z radości miałam ochotę go wycałować, wymamrotałam tylko
"dziękuję", odwróciłam się i wybiegłam z kuchni. Usłyszałam jeszcze,
pełen dezaprobaty, pomruk mamy:
- Dzikus.
Uciekłam przed dom
ściskając mocno pudełko z farbkami. Usiadłam na ławeczce. Czułam jak
palą mnie policzki, a serce tłucze się jak oszalałe.
- Skąd ta radość Mileno - spytałam sama siebie - Z podarunku czy z tego, że pogłaskał cię bez obrzydzenia?