W pokoju obok rozległo się kwilenie. Jako czujna, młoda matka wychwyciłam je bezbłędnie i natychmiastowo, jak również, bez zbędnej zwłoki, odpowiednio zareagowałam.
- Zenonie, Zenek, Zenuś, Zen - wibrujące staccato mojego szeptu, z każdym słowem unosiło się o ton wyżej.
- Jeszcze czas... - wymruczał w odpowiedzi mój mąż.
- Kiedy właśnie nie, już nie - Szturchnęłam go łokciem w bok.
- Mmmm - usłyszałam w odpowiedzi.
Święci Pańscy, tylko osobnik o skórze nosorożca i wrażliwości polityka u szczytu władzy może tak sobie chrapać w najlepsze, gdy jego potomstwo dramatycznie odczuwa podwyższony stan zapotrzebowania somatycznego. Ja to już antycypowałam w pierwszych miesiącach brzemienności, apokaliptycznie przewidywałam, że trud opiekuńczo-dydaktyczny w końcu spadnie na moje wątłe, niewieście barki i przygniecie monumentalnym ciężarem. Czułam, że będę musiała samotnie, niczym Moby Dick, zająć się problematyką rozwoju biologicznego, psychicznego i społecznego naszej pociechy, oczywiście ze wszechstronnym uwzględnieniem jego determinantów i stymulatorów. Jednak w najbardziej pesymistycznych wizjach, nie przypuszczałam, że będę zupełnie sama podążać kamienistą ścieżką wychowawczą, borykając się z wszelakimi utrapieniami wieku niemowlęcego, dziecięcego, jak też młodzieńczego...
- Zenek - adekwatnie skorelowanym do pory i okazji tonem wrzasnęłam wprost do ucha męża.
- Co?! - Tym razem podziałało i zerwał się na równe nogi.
- Kruszyna - wyjaśniłam wskazując na drzwi do pokoju obok.
- A tak... Kruszyna... Moja kolej... - Mąż niczym automat wstał, narzucił na siebie koszulę i podreptał do kuchni, by przyrządzić odpowiednio dostosowany do indywidualnych potrzeb naszego dziecka, modyfikowany napój mleczny.
Słyszałam jak krząta się, a potem idzie do pokoju maleństwa.
Przyznam, że chyba musiałam na chwilę odpłynąć w krainę morfeuszowych uciech i obudziłam się, gdy Zenuś wślizgiwał się pod kołdrę obok mnie.
- Kruszyna nakarmiona?
- Tak, śpij.
- Przytrzymałeś do odbicia?
- Tak, śpij.
- Przewinąłeś?
- Tak.
- O matko, Zenuś ale jeśli zbyt mocno zacisnąłeś pieluszkę wokół brzuszka, może to zatrzymać prawidłową pracę żołądka i doprowadzić do ostrej niewydolności trawiennej.
- Zacisnąłem prawidło... Śpij.
- A widzisz! Właśnie się przyznałeś, że zacisnąłeś. Wiedziałam. Wiedziałam, że jak nie dopilnuję w każdym, najmniejszym szczególe i na moment stracę pierwotną czujność matki, to nasze dziecko narażone zostanie na...
- Żaba, śpij proszę. Nic złego się nie dzieje. Kruszyna najedzona i przewinięta, śpi słodkim snem niewiniątka.
Ja jednak już nie mogłam zasnąć. Przed oczami zwizualizowała mi się cała gama następstw spowodowanych nieodpowiednimi zabiegami pielęgnacyjnymi wobec naszego potomka.
- Zenuś, ja jednak wstanę i tak szybciutko sprawdzę...
- Ani mi się waż! - Ton głosu męża zaskoczył mnie nieprzyjemnie i zatrzymał w łóżku. Nie pamiętam, kiedy ostatnio tak stanowczo się do mnie odezwał. Nie, kategorycznie nie mogę pozwolić, aby przywyknął do takich patologicznych zachowań wobec rodziny.
- Zenek, ja cię proszę, tylko mi tu nie wprowadzaj zjawisk niepokojących społecznie. Zapanuj nad nerwami i posłuchaj; ja wyłącznie z powodu, leżącego mi na sercu dobru dziecka, jestem tak niezwykle analitycznie nastawiona do procesu monitorowania różnorodnych mechanizmów życiowych Kruszyny. Wczesne wykrywanie nieprawidłowości rozwoju i zaburzeń skutecznie przeciwdziała zagrożeniu i da nam podwaliny pod prawidłowe prognozowanie przebiegu...
- Śpij Żabcia - przerwał mój wywód mąż.
Nie no, Święci Pańscy, Zenek absolutnie daje tu pokaz nieodpowiedzialnego, choć przyznam, dość mocno zakorzenionego w naszym społeczeństwie, modelu rodzicielstwa nieuświadomionego. Cała skomplikowana struktura auksologiczna, jaką stopniowo ale skrupulatnie wprowadzałam do naszego domu przez szereg dni, wali się niczym Wieża Babel u kolan Noego.
- Zenuś - załkałam - a co jeśli wskutek niedopatrzenia lub przeoczenia, rozwój somatyczny lub psychoruchowy lub nie daj Boże emocjonalny Kruszyny ulegnie trwałemu zdeformowaniu i...
- Żabcia ja cię proszę... Kolejny raz nałykałaś się podręcznikowej wiedzy i...
- Wcale nie podręcznikowej, raczej forowej... z takich forów dla młodych, ambitnych i wszechstronnie uświadomionych rodziców.
- Jeszcze lepiej... Śpij kobieto. Najlepsze co możemy z taką wiedzą zrobić, to ją... przespać. Rano powinien wrócić ci prawidłowy obraz sytuacji.
Odwrócił się na drugi bok i momentalnie zanurzył w świecie marzeń sennych.
Znowu zostałam całkiem sama. No tak dziecino, pomyślałam, być może faktycznie rano spojrzę na to z innego punktu widzenia.
Moje westchnienie odbiło się echem w ciszy nocnej.
Jeszcze pewnie nie raz, Kruszyno, będę zamartwiać się twoimi problemami fizjologicznymi, psychologicznymi, emocjonalnymi, zapewne niejednokrotnie przeanalizuję, który model edukacyjny będzie dla ciebie najbardziej odpowiedni. Twoja osoba niejednej nocy zetrze sen z moich powiek...
Znów westchnęłam i popatrzyłam na miarowo oddychającego męża.
Ale przysięgam, z jego też.