Cztery świece spokojnie płonęły.
Było tak cicho, że słychać było jak ze sobą rozmawiały.
Pierwsza powiedziała: - Ja jestem POKÓJ.
Niestety, ludzie nie potrafią mnie chronić.
Myślę, że nie pozostaje mi nic innego jak tylko zgasnąć.
I płomień tej świecy zgasł.
Druga: Ja jestem WIARA.
Niestety nie jestem nikomu potrzebna.
Ludzie nie chcą o mnie wiedzieć, nie ma sensu, żebym dalej płonęła.
Ledwie to powiedziała, lekki powiew wiatru zgasił ją.
Trzecia: Ja jestem MIŁOŚĆ.
Nie mam już siły płonąć.
Ludziom nie zależy na mnie i nie chcą mnie rozumieć.
Nienawidzą najbardziej tych, których
kochają - swoich bliskich.
I nie czekając długo i ta świeca zgasła.
Nagle do pokoju weszło dziecko i zobaczyło trzy
zgasłe świece.
Przestraszone zawołało: Co robicie?
Musicie płonąć! Boję się ciemności!
I zapłakało.
Wzruszona czwarta świeca powiedziała:
Nie bój się!
Dopóki ja płonę zawsze możemy zapalić tamte świece.
Ja jestem NADZIEJA.
Z błyszczącymi i pełnymi łez oczyma, dziecko wzięło
świecę i zapaliło pozostałe świece.
Niech nigdy w naszych sercach nie gaśnie Nadzieja i
każdy z nas jak to dziecko, niech będzie narzędziem, gotowym swoją Nadzieją
zawsze rozpalić Wiarę, Pokój i Miłość.
Żal ,że się za mało kochało ,
Że się myślało o sobie ,
Że się już nie zdążyło ,
Że było za późno...
~ ks. Jan Twardowski ~