Żółtą drogą, zielonym polem szedł raz człowiek pod parasolem i uśmiechał się mimo słoty, bo parasol był cały złoty. Coś mu śpiewał, bzykał jak mucha śmieszne bajki plótł mu do ucha.. I ten deszcz tak padał i padał, a parasol gadał i gadał a ten człowiek mu odpowiadał. I oboje byli weseli, choć się wcale nie rozumieli, bo ten człowiek gadał po polsku, a parasol - po parasolsku...