Burzą włosów oplatam twoje ciało,
muśnięciami rozpalam skryte żądze.
Być przy tobie wciąż mi jeszcze za mało.
Chcę zatrzymać te oddechy gorące.
Rozpalone jak piece nasze ciała
splotem wiją się jak dwa dzikie węże.
Wpijam się w twoje usta soczyście -
do krwi niemal, niczym boa się prężę.
W hermetycznie szczelnym uścisku
zamykam cię w sobie i pieszczę.
Wówczas jednym stajemy się ciałem -
uciec chcesz, jednak prosisz o jeszcze.
Gdy tak krew w nas pulsuje od wrzenia
księżyc - brat zawstydzony się chowa.
W zatraceniu kołysze się Ziemia,
już bym chciała cię kochać od nowa.