zerwany po nocy
chowam twarz za zasłony ciemnią
broniąc się kurczowo przed świtem
którego błysk pokruszy rąk drżenie
poddając się silnym podmuchom
szlifuję nieboskłonu fragmenty
nie tracąc tchu sercem rozpalam
drwa w kominku się tlące
biegnąc co sił w oczach
gubię włosów kosmyki
i krzycząc tak nieporadnie
tulę... przeszłości fragmenty
jedynym lekarstwem na moje stawy są palce przez Twe dłonie rozgrzane...