niekochany

 
registriert seit: 29.10.2008
"Kiedy następnym razem zaczepisz mnie choćby o milimetr pomyśl o dniach w których będę szukał spokoju"
Punkte39mehr
Naechstes Level: 
Benötigte Punkte: 161
Letzte spiele
Bingo

Bingo

Bingo
34 Tage her

łyk świadomości

Spojrzał w jej oczy
Karmelem przewlekane
Uśmiechając się nieśmiało
Puścił oczko ukradkiem

Minęli się bezgłośnie
Uderzając skrawkiem spojrzenia
Podciągnęła kąciki ust
Zapachem landrynków spowite

Włosy długie czarne
Spadały poniżej ramion
Falując odkrywały zerknięcia
Dopełniając  sekund fascynacji

Dłonie mocno zaciskając
Schował do kieszeni śmiałość
Idąc wzdłuż alei promenady
Pytał siebie w myśli... obejrzała się?!



Nic nie jest piękne ani brzydkie. Piękno i brzydota jest w oczach patrzącego, nawet, gdy patrzący i ten, na którego się patrzy, to jedna i ta sama osoba.

pojutrze

Smak Twoich włosów
Przeniosę palców opuszkami
Dopełniając nienasycenie
Drżeniem ciała oplotę

Źrenic brązowych okręgi
Rozszerzone falą pocałunków
Dokupią szelest uśmiechu
W kącikach ust rozkwitłego

Posklejany Twoją wiarą
Dokuję jutra niepewność
Dłońmi z jedwabiu ogrzewany
Pauzuję w Twoim oddechu


Nie zlęknę się jutra gdy twa dłoń na mym sercu spoczywa



altyleria

Rozłożonych myśli usta
Krawędziami skrycie biegną
Odbijając się od serca
- w oczach naszych szybko bledną

Konserwanty nie pomogą
Setki wzruszeń rozrzucone
Widzę Ciebie w każdym miejscu
- twarz odwracasz w drugą stronę

Czas nie może nas już skreślić
Powiek też milczeniem skrócić
Ukryjemy się na chwilkę
- podaj dłoni  złoty uścisk...

Kiedy uśmiech rankiem wzejdzie
Niczym słońca promyk mały
Pomyśl sobie moja miła
- to dla Ciebie serce dałem.



Największą broń jaką wyciągnąłem przeciw Tobie była -Miłość.





metamorfoza

Skrajem Twoich ust
zapachu garść przeniosę
byś mogła wrócić
rosy porannej kwiatem

oczu tonią niezmienną
naszkicuję szczęścia okruch
serce otwierając ujarzmisz
niepokój który we mnie dygocze

włosów kasztanem zasłoń
pomyłek moich ślady
podejdź bardzo blisko
mówiąc że razem damy radę...


bladością serc pokolorujmy świt nocą zastygły..

chrapliwość

chwila w której umarły wszystkie anioły
niebo grzmotem płacząc zraszało źrenice
wyoblała bezsilność zwykłego człowieka
niosąc jego błagania chwiejnym krokiem

uklękła nadzieja na chwilę
wspierając ramię suchym trzaskiem
zajrzała głębiej w źrenic nieobecność
krzykliwie odsunięta przez zgryzotę

kątem oka twarz jej nakreślił
supernowej narodzin fragmencik
ustami wiary okruchy podpalił
błądząc pomiędzy zapachem jej oczu

niezdarnym ruchem wyskrobał imię
niekształtnych dołków oręża
przebijając się przez myśli
drążące szczelinę w murze wspomnień



"opanowując swój strach zerkam przez zamknięte powieki"