Żyła raz pewna panienka,
Która zwała się Jagienka.
Wiele z niej było pociechy,
Bo tłukła pupą orzechy.
Opisał ją, że jest taka,
Sam pan Sienkiewicz w "Krzyżakach".
Wpierw żyła w cnocie jak mniszka,
A potem wyszła za Zbyszka.
I wiodło im się chędogo,
Chociaż niestety ubogo.
Bo się pokończyły wojny
I zaczął się okres spokojny,
A rycerz rzecz znana wszędzie,
Żyje z tego co zdobędzie.
Ruszył więc Zbyszko konceptem
I wpadł na taka receptę:
Przywiesił na bramie druczek,
Że tu się orzechy tłucze.
I od każdego orzecha,
Zgarniał taryfę do miecha.
Laskowy orzech maleńki
To nie problem dla Jagienki.
Mogła za jednym przysiadem,
Stłuc cale pół kilo zadem.
A gdy dorwała fistaszka,
Zostawała z niego kaszka.
Niewiele też większej troski,
Przysparzał jej orzech włoski.
Aż raz przybył jakiś młokos,
Przywożąc z Afryki kokos.
I zwrócił się do Jagusi,
Że mu tę rzecz roztłuc musi.
Spłoniła się żwawa młódka,
Wzięła dech, napięła udka,
Pomodliła się przelotnie
I w ten kokos - jak nie grzmotnie !
Niestety twarda skorupa
Nawet przy tym nie zachrupa.
Wrzasła Jaguś w niebogłosy,
Podskoczyła pod niebiosy.
I jak drugi raz przywali,
A ten bydlak jak ze stali.
Natomiast biedna dziewczyna,
Zrobiła się całkiem sina,
Oddech jej się jakby urwał,
Wymamrotała: " O ku... "
Potem się zaniosła wyciem
I się pożegnała z życiem.
Morał: na ogół umiemy
Rozgryzać własne problemy,
Lecz zagraniczne nowości,
Przysparzają nam trudności.
Wniosek: tylko wzrost oświaty
Może zmniejszyć nasze straty.
I hasło bezwarunkowo:
Mniej dupą, a więcej głową