obiecałam:
porwać cię
do świata
mej duszy-
-lecz wczoraj
obumarła
Nie mówię do ciebie
Wciąż milczę gładząc twoje dłonie
I patrząc ci w oczy nie mówię
Wciąż milczę twoich ust smakując
I idąc z tobą przestrzenią nie mówię
Wciąż milczę obok twoich stawiam kroki
Nie mówię czy cię kocham czy lubię
Tak mocno... jak?
Nie wypowiem
To jest mym sacrum
dzikim oczyszeniem
w popiołach nocnych sennych
staje się zbawieniem
A ty przystąp do mnie
przystąp zanurz dłonie
i obudź mnie lirycznie
cierpiące gładząc skronie
Nie ujmuj mi proszę
Swych dłoni stęsknonych
Swych ust swych oczu
Palców rozmarzonych
Nie ujmuj mi proszę
Tych dni już spełnionych
I gwiazd migotliwych nocy przemienionych
I tych pocałunków tęsknie ułudzonych
Zatapiać się w planecie
Iluminacji nagiego ciała
W ogniach rozpalonych żył
I w słońcu naprężonych mięśni
Pierścienie namiętności jak Saturna
księżyce
Przepływają pomiędzy palcami
A dłonie jak cumulusy
Falują gdzieś szczytami
Ponad rozkosz w ekstazę
I płyną w głębię doliny
W górę i w dół
W nieba
W obłoki
W rozmodlenia