- Mamo?
- Halo? To ty córciu?! Co się dzieje? - głos matki pełen był niepokoju.
- Nic, nic, mamo. Mamuś ja tylko tak... Bardzo chciałam usłyszeć twój głos.
Poczuła, że w gardle narasta kula płaczu. Odchrząknęła.
- Karolinko, o co chodzi? Czuję, że coś się dzieje? Masz problemy? Właśnie dopiero co mówiłam ojcu, że jakoś mnie tak dziwnie nosi i muszę do ciebie zadzwonić. Ofuknął mnie, że pewnie jesteś na uczelni i nie ma co tobie głowy zawracać. Ja jednak wiem swoje. Karolinko, coś nie tak, prawda? Słuchaj, jak cokolwiek złego, wsiadaj w auto i wracaj do domu...
Dziewczyna wciąż nie mogła wydobyć słowa, czuła, że jeszcze chwila i rozpłacze się do słuchawki. Przerwała połączenie i pobiegła do łazienki. Pozwoliła sobie na głośny płacz przez moment, a potem odkręciła zimną wodę i podstawiła pod strumień głowę. Szok jaki wywołała drastyczna zmiana temperatury przywołał ją do porządku. Zakręciła kurek. W pokoju dzwonił telefon.
To na pewno mama.
Porwała w biegu ręcznik i pobiegła odebrać połączenie. Głos matki był już bliski krzyku.
- Karolina! Co się dzieje?
- Nic mamuś, sorki, ktoś do drzwi się dobijał i musiałam natychmiast otworzyć. Przepraszam.
- Co? Kto się dobijał? Nie rozumiem. Jak to dobijał?
- Nie, nikt mamuś. Inkasent do odczytu licznika. Nic ważnego. Przepraszam. Mamusiu, mamuś nie martw się, wszystko jest w porządku. To przez..
- Córcia, proszę cię jak coś złego się dzieje, powiedz. Wiesz przecież, że z ojcem... Cokolwiek by się działo... Ty jesteś najważniejsza - teraz to mamie załamał się głos.
Karolina odzyskała równowagę i mogła już ze spokojem odpowiadać.
- Nie mamciu, nie denerwuj się. Wszystko dobrze. Miałam ostatnio sporo na głowie i trochę przeziębiona byłam, ale uwierz, olłejs pod kontrolą.
- Oj, bo pewnie latasz bez czapki i na wpół naga. Już ja dobrze wiem...
Dalsza część rozmowy przebiegała w wyciszonej atmosferze. Matka uwierzyła w zapewnienia córki i uspokoiła się.
Po tej rozmowie Karolina postanowiła, że jutro pójdzie na wykłady. Tak, musi wyjść z domu, musi przerwać ten marazm, musi wydostać się z dołka.
Wstała natychmiast, gdy usłyszała dźwięk budzika. Szybki prysznic, delikatny makijaż. Jedynie sińce pod oczyma musiała mocniej zamalować. Na przekór ostatnim dniom uczesała się w dwie kiteczki, niczym przekorna, mała dziewczynka. Wsunęła do torby portfel. Jeszcze tylko klucze.
Są! Na stoliku przy laptopie.
Sięgnęła po nie, ale wzrok przykuł czarny monitor. Minutkę nie więcej nie zajmie sprawdzenie poczty i znajomych portali. Przysiadła na krześle, nie odkładając torby. Na poczcie śmieci i spam, na portalach społecznościowych nic ciekawego, na Rozczarowani.pl wiadomość od Małgorzaty.
"Moja Droga! Chyba Cię przestraszyłam, a przecież nie chciałam. Jedyne czego pragnę to pomóc Tobie i chyba... też sobie. Długo już szukam kogoś takiego jak ja: skrzywdzonego przez los, wrażliwego, nieumiejącego iść na kompromisy konsumpcyjnego społeczeństwa, delikatnego i empatycznego i znalazłam Ciebie. Od pierwszego momentu poczułam łączącą nas szczególną więź, która w miarę poznawania się, wlewała w moje obumarłe serce otuchę, że nie jestem jednak sama. Wiem, że mogę pomóc nam obu. Pamiętaj, jestem lekarką.
Chciałabym, abyś świadomie podjęła decyzję, ale jeśli powiesz "tak" dla mojej propozycji, przyrzekam poprowadzę cię bez bólu i strachu, a potem dołączę do Ciebie. Razem wydostaniemy się stąd na zawsze.
M. "
Przeczytała to trzy razy. Zdjęła torbę z ramienia i odłożyła na podłogę. Przeczytała raz jeszcze.
Faktycznie nie ma sensu ta gonitwa i użeranie się.
Odpisała krótko:
Chcę cię zobaczyć, prześlij fotkę na pocztę, którą podaję poniżej.
Uznała, że przed podjęciem decyzji musi zobaczyć jej twarz.
Położyła się w ubraniu do łóżka. Znajomy sufit, znajomy kąt w lewym narożniku.
Czy ktokolwiek zauważy, gdy zniknie? Na dłuższą metę bez znaczenia. Jeden dzień, gdy odświętnie ubrani zapłaczą, tydzień żałoby, a potem... raz do roku i z politowaniem w głosie: taka młoda. A tam? Spokój. Bez sufitu.
Gdy się obudziła było już po południu. Zajrzała do kompa, czy jest odpowiedź. Nie było. Poszła do kuchni, zjadła pomidora bez soli, popiła wodą i znów się położyła. Naszła ją ochota, żeby zadzwonić do Krzyśka. Zapytać go, jak mu bez niej? Pewnie dobrze. Ciekawe, czy za kilka lat będzie ją pamiętać? Czy będzie opowiadał wnukom; była taka jedna ale zbyt późno zrozumiałem... E nie, raczej nie. Przecież już dziś o niej zapomniał.
Wstała, za oknem szarzało. Otworzyła pocztę. Odpowiedź od Małgosi.
"Kochana, skoro ci zależy. I w takim razie poproszę o rewanż."
W załączniku dwa zdjęcia. Otworzyła.
Na jednym ładna brunetka patrzyła z ukosa. Włosy miała do ramion, lekko falowane, lśniące. Wystające kości policzkowe, szpiczasta broda nadawała twarzy wygląd nastolatki albo zaciekawionego elfa. Oczy jakby lekko skośne, ciemne, przenikliwe, mocno zarysowane brwi. Na drugim była cała postać. Przy choince bożonarodzeniowej stała kobieta, dość wysoka, szczupła, pewna siebie.
To jest Małgosia.
Karolina wyszukała w folderach ze zdjęciami kilka swoich fotek i załączyła do odpowiedzi.
"Dziękuję Małgosiu. Obdarzyłaś mnie zaufaniem. Doceniam to. Podjęłam decyzję. Jestem na tak. Co dalej.
PS. W załączeniu fotki."
Kliknięcie i poszło...
Decyzja warta życia i śmierci?
Włączyła płytę Norah Jones. Muzyka spokojnym nurtem sączyła się w zwoje mózgowe.
Szkoda, że w trumnie nie można podłączyć sobie głośników z dobraną muzą. Wieczność wydałaby się łatwiejsza do przełknięcia. Może dobry Bóg pomyśli o tym i zamiast chórów anielskich zapoda jakieś fajne kawałki? Tylko czy ja będę w niebie? Tam chyba samobójcom wstęp wzbroniony? To dokąd idą? Czy jest jakiś oddzielny kąt wynajęty na wieczność dla samobójców? Jeśli tak, to być może spotkam Sylvię Plath, Ernesta Hemingway'a, Robina Wiliamsa? W sumie to może być super miejscówka. Miejsce dla wybranych. Polubią mnie taką jaka jestem?
Do końca dnia nie dostała odpowiedzi. Nerwowo podchodziła i sprawdzała pocztę. Ignorowała inne bodźce. Nie odebrała telefonu od Moniki.
Małgorzata opisała dokładnie, jak to widzi.
"Proponuję otwarcie żył w wannie. Mam nadzieję, że nie boisz się widoku krwi."
Tu następował dokładny opis jak to zrobić, aby poskutkowało i sprawić, by wykrwawienie było prawie bezbolesne.
"Tabletki są zdradliwe, ten sposób jest o niebo
lepszy."
Wylogowała się. Zamknęła laptopa. Ustaliły dzień i godzinę - jutro z samego rana, o ósmej.
"Jeśli chcesz napisz list do bliskich, ale nie wspominaj ani słowem o mnie. Nie chcę, aby powstało zamieszanie i dowiedział się o tym mój eksmąż. Lepiej aby nie łączono nasze śmierci. To sprawa tylko nasza - tajemnica zabrana do grobu."
Usiadła przy stole nad kartką papieru. Co można napisać
bliskim, których się zostawia? Że się ich kocha? Przecież wiedzą. Że nie widzi
się sensu istnienia w takiej formie? Zbyt patetyczne. Że każda minuta życia
boli? Nie zrozumieją. Nie. Lepiej nic nie pisać.
Odsunęła kartkę.
Nie mogła usnąć. Leżała wsłuchując się w miarowe bicie serca. W oddali za oknem poszczekiwał pies. Karolinie przypomniała się suczka Bafia z dzieciństwa.
Jeszcze trochę i będę z tobą. Razem poczekamy na mamę, tatę...